No i padło na SUTASZ!
W piątek w moim mieście organizowane było szkolenie, na które od razu się zapisałam i z wielka przyjemnością poszłam :)
Dziewczyny, ja nie sądziłam, że to jest taaaaaakie trudne!!!!!!! Wszystko wylatuje z rąk, żyłeczka jest śliska, kamień jest śliski... o sznurku nie wspominając! Jednym słowem - masakra! :)
No ale postanowiłam, że się nie poddam tak łatwo i o dziwo coraz bardziej mi się to podoba!
Dużo jeszcze mi brakuje do pełnej profeski, ale ta cała dłubanina chyba naprawdę mnie wciągnęła.
Oto MÓJ PIERWSZY PROJEKT (zaraz po szkoleniowej szkaradzie, którą możecie obejrzeć poniżej).
Broszka dla ukochanej Mamy z okazji Dnia Mamy (niech tylko spróbuje jej nie nosić hehe) :)
U mnie w mieście jakiś mały wybór kolorów, więc tym razem szarości i czernie, wkrótce pewnie popróbuję i inne kolorki :)
Wy sobie nawet nie wyobrażacie, jak ten kamień mi "wylatał" :)))
A teraz na poprawę humoru - SUTASZOWY STWÓR, wykonany na szkoleniu :)
ps: czy Wy tez widzicie tu oczy, wielki nos, nóżki i coś dużego między nimi???) hehe
Ale przecież od czegoś trzeba zacząć, nie?! heheMuszę Wam powiedzieć, że mimo wielu krzywizn, mniej lub bardziej ściśniętej żyłki, niekształtnych mocowań i obecnego braku wprawy, to jestem ogromnie dumna z moich pierwszych "sutaszów"? (dobrze to ujęłam, można tak to nazywać?). Dlatego i Was zachęcam do nie poddawania się, ciągłego próbowania i nie zniechęcania się, nawet jak z początku coś Wam źle wyjdzie. Metodą prób i błędów jakoś damy radę! :)
Miłej niedzieli!!!
♥